Do Czech na rybkę drugi już raz
Za górami za lasami leży Bela ze pstruhami. Bela – miejscowość Biała całkiem fajna, bardzo lubiana przez rowerzystów z polskiego pogranicza Pstruh – najzwyczajniejszy pstrąg (po czesku) A teraz już historia. Anno domini 6 lipiec 20025. Jechało nas zdaje się 18 sztuk. W tym tylko kilka osób nie wspomaganych elektryką. Generalnie pogoda oczywiście dopisała. Było „jasno a spolo jasno” bez przechankow i boużkow. Czyli Czechy słoneczne i z wielką ilościa zieleni. Do Bele dojechaliśmy po postoju na cześnie. Cała gromada biesiadowała wokół przewróconego stromu z cześniami. Pycha. A w Beli – najpierw moczenie szłap w zimnej jak diosi wodzie ze źrudełka. Wszystkie dolegliwości nożne poszły weg. Potem konkurs z nagrodami. Na szczęście nie wygrał nikt na J. I na końcu przepyszny grilowany pstrąg z niegrilowanym Radegastem. Kraiczki chleba trochę czerstwe (po czesku „czerstwy” to świeży, ale te z Bele były niestety czerstwe), ale dało się zjeść. Powrót przez las pełen urokliwych widoków. I do tego przyjemny chłodek po całych 28 kilometrach. To tyle relacji z fajnej wyprawy do przyjaciół zza między.